poniedziałek, 28 lutego 2011

Czekoladowe podeszwy

Wiedziałam, że prędzej czy później znajdę coś dla siebie w second handach, które przeniosły się do sieci. Nie wiem jak to się stało, ale zawsze się z nimi mijałam, a przynajmniej w moje ręce nigdy nie wpadło nic szczególnego. A jeśli widziałam już coś zapierającego dech w piersiach to... zazwyczaj było już wykupione! Ale tym razem, to ja pierwsza wykupiłam. Ha!

Same zobaczcie stronę sklepu: www.vintagefly.pl

Mają świetne torebki, buty, rękawiczki i akcesoria do domu. Z ciekawostek: widziałam wspaniale oprawki Ray Bana za ok. 60 zł. Wystarczy tylko przejrzeć sprzedane już egzemplarze torebek, albo butów, żeby wiedzieć, że zwyczajnie opłaca się zaglądać na ich stronę :)

Gdybym była teraz w Toruniu, pewnie nie zdecydowałabym się na ten zakup, wmawiając sobie, że... przecież mogę znaleźć coś takiego sama w SH i zapłacę mniej... (mój tradycyjny sposób rozumowania). Ale nie ma mnie w Toruniu, tylko w miejscu, gdzie z pewnością niczego sobie nie kupię przez najbliższe pół roku, więc... czynię zapasy na sezon jesień/zima 2011 :))

Jak się wam podoba mój pierwszy internetowo-lumpeksiarski nabytek z kolekcji: klasyka forever? :)




niedziela, 27 lutego 2011

It's fun to stay at the Y-M-C-A

Wiem, że te nie odkrywam teraz Ameryki, mówiąc że skórzane spodenki będą jednym z największych hitów tej wiosny. Były też hitem ostatniej jesieni, a te bardziej zdolne Krysie nosiły je też zimą. Nie jest też szokującym fakt, że każdy, kto zdecyduje się na to, aby je założyć musi mieć dużo pewności siebie i dobrze czuć się w swojej... skórze...

Wiem. To jest wstydliwe, ale co zrobić! Podobają mi się i już :) No zobaczcie, przecież można mieć sensowne powody, żeby je polubić. Voila!







Zdjęcia z: www.boutiques.com

I tu zaczyna się cały dylemat: skóra, skajka niepękajka, czy ekologiczna skóra? Chociaż... w zasadzie nie wiem na czym polega różnica między tymi dwiema ostatnimi... Zapamiętać i sprawdzić Watsonie!

Ostatnie, kremowe spodenki, to projekt Baleciangi, który całe szczęście szybko został skopiowany przez sieciówki i ostatnio widziałam podobne w Vero Modzie, w Tromso :) Sprawdźcie, czy znajdziecie je też w Toruniu! Ale... tylko w celach poznawczych :) Wcale nie namawiam do kupienia, ewentualnie do wyszukania czegoś podobnego w starych, dobrych second handach :) 

To jest zwyczajnie przytłaczające, widzieć na własne oczy co to znaczy globalizacja przemysłu odzieżowego. Wyobraźcie sobie, że ta okropna czarno-pomarańczowa balowo-dramatyczna kieca, która straszyła nas całą zimę z wystawy Vero Mody w Toruniu, była dokładnie tą samą mrożącą krew w żyłach kiecą, którą zobaczyłam na wystawie w Tromo. 

No nie zdzierżę- pomyślałam- mogliby się chociaż postarać, a nie. Jakiś pan dyrektor artystyczny wymyśli sobie takie barokowe koszmarzysko i wstawi w witryny sklepowe w 45 krajach, gdzie firma ma swoje oddziały... Jestem przerażona.


Nie/poważna sentencja na dziś:

Obejrzyjcie sobie dla rozrywki ten kultowy teledysk YMCA, a zobaczycie prawdziwe modowe objawienie:


Mam wrażenie, że ekipa Village People była złożona z wizjonerów, którzy przepowiedzieli główne trendy początku XXI wieku: rurki w oficerkach, skórzane kurtki i spodnie. Jeszcze niedawno modne były frędzelki, miło widziane jako ozdoba butów, torebek no i kurtek, jak u odjazdowego pana w pióropuszu. Swoją drogą, pióropusz chyba nadal jest aż nadto wizjonerski... Popularna moda nie dorosła jeszcze do tego trendu. Ale wspomnicie moje słowa... :))

peace&sweets













sobota, 26 lutego 2011

first coffee dark as night

Wybierając zdjęcia do tej notatki nie mogłam wciąż wyjść ze zdumienia, że ta męcząca ciemność, w której byliśmy od początku stycznia już bezpowrotnie minęła i teraz możemy się cieszyć nie tylko coraz dłuższym dniem, ale tez temperaturami wyższymi niż w Polsce :)

To nie jest prawdą, że w Tromso od listopada do końca stycznia panują stałe ciemności. Naczytałam się takich bredni w kilku internetowych pseudo-przewodnikach. Kiedy przylecieliśmy, ok. godz. 11:30 przywitało nas niesamowite pomarańczowo-różowe niebo, które wyglądało jak te lody Algidy o smaku waniliowym, których nazwy nie mogę sobie za nic przypomnieć. Ale już chwilę potem, około godziny 14:00 te lody zostały zjedzone przez wielkiego czarnego potwora i zapadła ciemność.
Teraz, kiedy możemy cieszyć się już słońcem na horyzoncie świat wygląda zupełnie inaczej. Tu jest na prawdę pięknie. Zaraz wam pokażę! :)

Ale zacznijmy od Oslo.

Władze Oslo inwestują w sztukę w przestrzeni miejskiej. Z takim to okazem spotkaliśmy się w głównej hali lotniska. Trochę zaiwaniam z moim bagażowym wózeczkiem, ale to nie dlatego, że miałam wrażenie że "to" mnie goni. Wcale nie. :)


Tak wyglądała główna ulica miasta, po godzinie 15:00 w pierwszych tygodniach naszego pobytu. Ciemno i serduszkowo. Czyli groza w najczystszej postaci :)


To z kolei jest przystań, obok portu rybnego, czyli popularnego wśród turystów miejsca, gdzie sprytni rybacy sprzedają im ryby po zawyżonych cenach :) Ale podobno tylko zimą, bo latem można dostać krewetki już za uwaga... 5 zł za kilogram! Trwaj chwilo trwaj! :)



Kres tych norweskich ciemności nastał wraz z 21.01. kiedy świętowaliśmy wszyscy razem pierwszy dzień słońca. Tradycją jest jedzenie tego dnia pączków, które przypominają Norwegom słońce (ow, really?) i picie gorącej czekolady (ale na to teorii już nie mają). I od tamtego wiekopomnego momentu, dzień wydłuża się o 10 minut. Codziennie.

W nagrodę, dwa zdjęcia z serii "słońce - robi wielką różnicę". Pierwsze to mój widok z okna. Tam po lewej, poza kadrem stoją trzy śmietniki. Żebyście nie myśleli, że taka sielanka :)


A drugie to mój zdecydowany faworyt. Zamarznięte jezioro i fiord w tle.



Następnym razem pokażę wam jak wygląda campus, akademiki i... komisariat policji w Tromso. Oddalam się w kierunku kuchni, w celu wykonania wegańskich naleśników. I to nie dlatego, że jestem taka fajna i wegańska, ale dlatego, że nie mam jajek i mleka, a życie mnie nauczyło, że z mąki i wody też da radę :))

Ha de bra!

czwartek, 24 lutego 2011

Słodkie początki

Od miesiąca mam ochotę na babeczkę. Na początku chodziło mi o zwykłą, taką czekoladową. Ale z czasem, czekoladowe ciastko zostało polane w mojej wyobraźni gęstym budyniowym kremem, przyozdobione jagodami i płatkami czekolady.



Istna tortura.Zwłaszcza, że nawet Barbi potrafi takie upiec, a ja nie mogę się do tego zabrać...



Babeczka mnie prześladuje, zwłaszcza kiedy piszę o słodkościach. Ostatnimi dłuższymi już czasy pisanie o austriackich dworskich pysznościach  ( Koch und Artzney Buch) wypełnia mi całe dnie. Wyliczam skrupulatnie ile gałki muszkatołowej, goździków, cukru i cynamonu dodawano w siedemnastowiecznej Austrii do zup, ryb i przede wszystkim słodkości.

Zdecydowałam, że czas wyrwać się z tych barokowych klimatów, które monopolizują mój czas i pomyśleć o przyszłości. We wrześniu wychodzę za mąż, za wspaniałego, niesamowicie radosnego i dzielnego mężczyznę. Dzięki temu blogowi, postaram  nie tylko poukładać się w całość, ale wyszukiwać inspiracje, związane z samym ślubem i weselem, z przyszłym wspólnym domem oraz zbierać przemyślenia związane z różnymi dylematami dorosłych ludzi ale przede wszystkim być w stałym kontakcie, z moimi przyjaciółmi i znajomymi, za którymi bardzo bardzo tęsknię, na dalekiej północy, siedząc sobie za kołem podbiegunowym, w ślicznym, aż samotnym Tromso

Nie-poważna sentencja na dziś:


Myj zęby trzy razy dziennie! Wyrwanie zęba w Oslo kosztuje 1,200 zł. I to podobno promocja...