niedziela, 13 marca 2011

The sweetest things of the week

Minął kolejny tydzień, czas więc na podsumowanie tego, co było w nim najlepsze! :)


Przez kilka dni gościliśmy podróżujących studentów z Bergen, Grzesia i Mauricio, którzy nie tylko opowiedzieli nam, jak się żyje i studiuje w ich mieście, ale też odwdzięczyli się świetnym obiadem. W przygotowaniu łososia pomagał nasz współlokator Alex, który nie ma sobie równych, jeśli chodzi o ryby.


W ramach święta "No siesta, fiesta!" byliśmy na kursie argentyńskiego tango. Mr. K. cieszył się, że wreszcie może tańczyć, mi też nie szło zresztą najgorzej. Nie miałam przy sobie aparatu, ale to wyglądało mniej więcej tak:

Źródło: http://lafreebee.com/free-dance-downtown-argentine/
hihihi:)))) a przynajmniej, chciałabym żeby tak wyglądało! :) no oprócz tej góry żelu na włosach tancerza :)

We wtorek wystroiłam się i pognałam piec z dziewczynami faworki. eh. koniec karnawału!


Na dzień kobiet dostałam od Mr K. ulubione ciasteczka ala Pieguski, które tutaj nazywają się "Safari", a następnego dnia przyszła wieeelka paczka z prowiantem od rodziców, więc mój wewnętrzny chomik cieszy się z takiego nadmiaru łaski i łakoci :)))



W sobotę udało mi się kupić moje wymarzone buty overknee! Są skórzane, a nie zamszowe, są w takim kolorze, jaki chciałam i co najważniejsze, są w moim małym rozmiarze, czyli pełnia szczęścia osiągnięta!



Cały tydzień zakończył się wspaniałą wieścią, o urodzinach słodkiej istotki imieniem Olga! Moja przyjaciółka Ania, o godzinie 7:07, urodziła zdrową, śliczną córeczkę. Nie ma co, wygląda na to, że ktoś się urodził nie tylko pod szczęśliwą gwiazdą, ale też o szczęśliwej godzinie :))

Gratulacje dla Ani i Roberta!

A dla was wszystkich: słodkiej niedzieli!

Peace&sweets

2 komentarze: